poniedziałek, 17 lutego 2014

Brzydota jakaś taka

Obejrzałam wczoraj późnym wieczorem "Pokłosie" - niedobrze, że późnym, bo zasnęłam przez to jeszcze późniejszym - dobrze wiecie, jak to jest, kiedy coś nas bardzo emocjonuje i mocno dotyka gdzieś głęboko. Za mocno.

Do dziś o nim myślę. O tej mroczności, o przemyśleniach Józka, o tych "brzydkich" ludziach, o historii...i kiedy wsiadałam dziś do warszawskiego autobusu po raz kolejny zauważyłam jakąś taką brzydotę. Smutne twarze tych, co znowu zaczynają tydzień od poniedziałku, brudni bezdomni, mówiący do siebie - obłąkani, przygaszone głosy, sprzeczki wśród pasażerów - ogólnie mroczność. Brzydko było nawet w moich myślach - winny na pewno film - tak mnie jakoś nastroił.

Podsumowując:

Zrzeszotowienie

późne warszawy wspominają że nie trzeba było nigdy stać w korkach. 
że siedziało się przy wiśle. że pisało się wielkie rzeczy ot tak 
fenemenologicznie. zwyczajowo 

a teraz 
trąd ulic przeraża bo jeśli ludzie mogą być tak okropnie brudni 
to musi przerażać. osmuca nas. osmuca szaleństwo matki która nie czuje 
że ziemia jest kulą i grzebie pod paznokciami jakby tam było wszystko 
i nie ona krzyczy tylko cały świat w niej 

a turlamy się przecież pośród tych krzyków. widzę jak czasem 
schylasz się żeby dotknąć płaskości. oddanie moczu. 
wzajemne stosunki. biologia piekących oczu 

chwytam nimi ciemność zarośniętych mężczyzn i parzy mnie jak patrzą. 
pornografia moich rąk. łokci. kikutów nie istnieje wtedy. może tylko 
dla ciebie 

mówiłeś że niedługo wiosna zacznie zabierać ze mnie całe piękno 
jeśli tak dalej. i ona zabierała jak młodość wyrywana śmiercią 
z łysych oczu dziecka. bez rzęs. brwi nie potrafię patrzeć. 
bez ciebie pamiętać że światło ładnie gaśnie. przygasa. 

może dlatego tak tu jasno. taki tu dziś dzień. 
osteoporotyczne słońce

środa, 22 czerwca 2011

Zapomniałam chyba już...

Wiecie, że ja kiedyś pisałam wiersze? Najprawdziwsze z prawdziwych. Początki były trudne - czysta grafomania - wstyd mi dziś za nią niemiłosiernie, ale pocieszam się myślą, że na jakiejś podstawie musiałam sobie wypracować swój własny styl. No więc - pisałam i bywałam poetką z prawdziwego zdarzenia - z weną, z rozpoznawalnym stylem, z wrażliwością i w ogóle...Kiedyś nawet do głowy by mi nie przyszło, że mogę żyć bez pisania, nie umiałam sięgnąć tak daleko w przyszłość, żeby popatrzeć na siebie nie-piszącą, z wszelkimi obowiązkami żony, matki, pracownicy. Nie napisałam nic od 3 lat. To kawał czasu. I zdaje mi się, że już nie umiem siąść, jak dawniej i dać się ponieść słowom. Nie umiem. Próbowałam parę razy, ale za każdym kompletna pustka. Żal mi, bo myślałam, że to, jak jazda na rowerze i nigdy się jej nie zapomina.

Jakiś czas temu odkryłam przyczynę tego stanu rzeczy. To szczęście odebrało mi poezję, być może odebrało mi talent (o ile go miałam), odebrało natchnienie, odebrało wszystkie smutki, drobne tęsknoty, które tak pięknie popychały mnie wtedy w ciepłe dłonie słów. Żal mi tego trochę. Czasami nawet bardzo żal. Najbardziej żal, kiedy czytam swoje utwory porozrzucane po sieci i biorę do rąk "Słone paluszki". Niestety gdybym musiała wybierać między nim, a poezją, na 100% wybrałabym to pierwsze. Swoją drogą, zbyt wielka to cena - szczęście - nawet jeśli znów mogłabym pisać.

listy z nicei

modlę się czasem do drzew cytrusowych kiedy nie pamiętam 
jak wygląda broda jezusa. dajcie nam siebie. osiki. wierzby 
te najbardziej płaczące. niewiasty cudzołożne. wreszcie 
smutne dziwki. a w oknach nic się nie zmienia. 

laminowane doniczki i dona rypina wiecznie obca. 
czekająca jak na pocztówce. 

tu zdechłe ptaki wciąż latają po lazurach. przynoszą deszcze 
i ciebie fransła. wpadasz na święte bulwary żeby zobaczyć 
czy stoją jeszcze. ruiny. kręte ulice też święte 

chciałoby się tu mówić najbrzydsze słowa przez żrące palce 
bulimiczki. uderzać w twarze za brak opalenizny. 
ciebie nie można rozumieć inaczej. widzisz 

jak blade są dziś nicejskie sady. pamięć oczu i głosy. 
tak bardzo blade. inaczej nie umiem powiedzieć 
że śmierć jest dożylna. tylko wyczekiwaniem

Paryski sen o poranku

Czasem w chwilach wzmożonego sentymentalizmu przeżywam “dramat” istnienia w świecie jako Polka. Jakkolwiek to brzmi, zjawisko jest bardzo proste i nie do końca przeze mnie (jeszcze) zbadane. Zastanawiam się jak to się stało, że mieszkam tu, gdzie mieszkam, a może lepiej - że przyszłam na świat tu, gdzie przyszłam, a nie np. w Japonii, Peru czy Zimbabwe. Jestem pewna, że wtedy wszystko wyglądałoby inaczej.

Czasem mam wielką ochotę być Francuzką, albo przynajmniej paryską Polką, albo Polką w Paryżu, a dzieje się to zawsze wtedy, kiedy uświadamiam sobie jak uwielbiam francuską kulturę i Francję. Paradoksem w tym wszystkim jest to, że nie za dobrze je znam (i Francję i kulturę), byłam tam tylko raz przez 7 dni, więc śmiem twierdzić, że uwielbiam swoje wyobrażenia i skojarzenia z tym, co francuskie. A są naprawdę piękne.

Jest paryski dzień, budzę się w paryskim łóżku i wita mnie paryskie słońce. Wiem, że w tej paryskiej kamienicy na parterze mieści się mała kawiarenka “A la lumiere”. Właściciel rozłożył już stoliki i wypolerował okienne szyby, żeby klienci mogli popodziwiać paryską modę i popatrzeć na zaspanych porannych ludzi, biorąc łyki gorzkiej kawy i zajadając się paryskim croissantem. W tle słychać delikatne brzmienie akordeonu. Paryż budzi się do życia.

Ilekroć o tym myślę, staje mi przed oczami obraz prawdziwej sielanki w czarno białych kolorach pełnych artyzmu (czarno białych, ale nie dlatego, że smutnych - raczej dlatego, że to dodaje klimatu). Obraz mało współczesny - wiem. Najlepiej obraz/fotografia Cartier Bressona albo Edwarda Boubat.









wtorek, 21 czerwca 2011

Libertango odnalezione

Nie wiem czy zdarza Wam się, że chodzi Wam po głowie jakaś melodia, piosenka i w żaden sposób nie możecie przypomnieć sobie jej tytułu, ani wykonawcy - nie wiecie nawet gdzie ją słyszeliście. Jakiś czas temu ja miałam tak z libertangiem.
Przechadzając się Starym Miastem Warszawy usłyszałam magiczne i trochę smutne dźwięki akordeonu (to jeden z moich ulubionych instrumentów - tak świetnie potrafi oddać klimat i tak bardzo kojarzy mi się z Francją). Wiedziałam, że tę melodię już gdzieś słyszałam, że zawsze mi się podobała. Teraz jednak spodobała mi się do granic możliwości i zaczęłam szukać jej po całym internecie. Gdyby okazało się, że jej nigdzie nie ma pewnie pofatygowałabym się na Stare Miasto i odszukałabym człowieka, który tak pięknie wykonywał ten utwór. Udało się jednak. Libertango Astora Piazzolli. Wiele jest jego interpretacji i wykonań - warto posłuchać różnych (tych na flet, na całą orkiestrę, na akordeony i skrzypce), żeby wybrać wersję najbardziej nam odpowiadającą…

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Sponsorem powitania jest błękit Thénarda

Właśnie siedzę sobie w poniedziałkowy wieczór przy laptopie. Zuzanka już śpi. Patrzę za okno. Jest tak niespokojne. Wiatr przegania białawe chmury tak szybko, że aż ciężko powiedzieć, jaki kolor ma dziś niebo. Chciałabym, żeby był to błękit Thénarda. Dlaczego? Bo kilka dni temu obejrzałam film "Daleko od okna" - zrobił na mnie kolosalne wrażenie i od tamtej pory wszystko, co piękne kojarzy mi się z tym kolorem; i jeszcze dlatego, że tak mało zauważamy (my ludzie współcześni) - pewnie nawet, gdyby świat nagle stracił swoje kolory, wielu z nas by tego nie zauważyło. Ech...Niech i mój nowy blog wyda Wam się "piękny" - thenardowy, bo będę tu pisać o tym, co piękne, a znalezione w sieci, co dobre, wartościowe i przydatne w tym naszym pośpiesznym życiu. Odetchnijmy tu przez moment. Popatrzmy. Poczytajmy.