Obejrzałam wczoraj późnym wieczorem "Pokłosie" - niedobrze, że późnym, bo zasnęłam przez to jeszcze późniejszym - dobrze wiecie, jak to jest, kiedy coś nas bardzo emocjonuje i mocno dotyka gdzieś głęboko. Za mocno.
Do dziś o nim myślę. O tej mroczności, o przemyśleniach Józka, o tych "brzydkich" ludziach, o historii...i kiedy wsiadałam dziś do warszawskiego autobusu po raz kolejny zauważyłam jakąś taką brzydotę. Smutne twarze tych, co znowu zaczynają tydzień od poniedziałku, brudni bezdomni, mówiący do siebie - obłąkani, przygaszone głosy, sprzeczki wśród pasażerów - ogólnie mroczność. Brzydko było nawet w moich myślach - winny na pewno film - tak mnie jakoś nastroił.
Podsumowując:
Zrzeszotowienie
późne warszawy wspominają że nie trzeba było nigdy stać w korkach.
że siedziało się przy wiśle. że pisało się wielkie rzeczy ot tak
fenemenologicznie. zwyczajowo
a teraz
trąd ulic przeraża bo jeśli ludzie mogą być tak okropnie brudni
to musi przerażać. osmuca nas. osmuca szaleństwo matki która nie czuje
że ziemia jest kulą i grzebie pod paznokciami jakby tam było wszystko
i nie ona krzyczy tylko cały świat w niej
a turlamy się przecież pośród tych krzyków. widzę jak czasem
schylasz się żeby dotknąć płaskości. oddanie moczu.
wzajemne stosunki. biologia piekących oczu
chwytam nimi ciemność zarośniętych mężczyzn i parzy mnie jak patrzą.
pornografia moich rąk. łokci. kikutów nie istnieje wtedy. może tylko
dla ciebie
mówiłeś że niedługo wiosna zacznie zabierać ze mnie całe piękno
jeśli tak dalej. i ona zabierała jak młodość wyrywana śmiercią
z łysych oczu dziecka. bez rzęs. brwi nie potrafię patrzeć.
bez ciebie pamiętać że światło ładnie gaśnie. przygasa.
może dlatego tak tu jasno. taki tu dziś dzień.
osteoporotyczne słońce